Refleksje przy lekturze „Do piachu”

Oto współczesna dramaturgia polska wzbogaca się o nowy utwór. Ale Do piachu różni się od znanych już sztuk Różewicza. Inna tonacja. Inny klimat. Inna – nowa – formuła tragizmu.
W Przygotowaniu do wieczoru autorskiego wspomina Różewicz temat Do piachu, zostawia jak gdyby ślad niektórych wątków: Waluś, Latryna. Ale to tylko ślad, parę słów, nic więcej.
Wiemy, że Do piachu powstawało długo.
Wydawać by się mogło, że niektóre, szczególnie początkowe partie tej sztuki sugerują określoną treść polityczną. Tak jednak nie jest.
Pojawia się wprawdzie w Do piachu dotąd nigdy nie ukazywany nurt plebejski w partyzanckich oddziałach AK (jakże zresztą nieufny wobec ówczesnej propagandy), ale nie jest to sztuka rozstrzygająca racje historyczne.
Wśród leśnych duktów i ostępów, wiosną czterdziestego czwartego roku, szamoce się w pętli powrozu człowiek skazany na śmierć przez chłodne wymogi wojennej dyscypliny.
Nie znam w naszej powojennej dramaturgii utworu równie przejmującego.
Jest w tej sztuce liryzm i szokująca zrazu wulgarność, ironia i krew. Jest polski las i cisza cmentarna. Są ludzie-cienie, ludzie, którzy dawno odeszli, a tu sądzą i trwają.
Są ludzie unurzani nieraz po uszy w plugawej prozie swego życia. Są tacy, którzy współczują. Tacy, którzy się pysznią. Jeszcze inni – którzy zabijają.
Jest wojna i jest śmiertelne zagrożenie. Są wysokie cele, zagłuszane przez ścierające się orientacje i spory o taktykę i przyszłe sojusze. Są wnioski z przeszłości i fanatyczna pycha głupca. Ale i mądrość chłopskiego dowódcy. I przyjaźń prostych ludzi.
Głównym tematem jest tu jednak dola człowiecza i prawo wojny, które ją przerasta. Prawo wojny, które sprowadza nieuniknione, tragiczne rozwiązanie.
Smutna to sztuka i bardzo piękna.
Głupi Waluś poszedł z Burym i Markiem na bandziorkę. Mógł tego nie zrobić, ale skoro poszedł?
Urzeczony kłamcą, który był aż w Częstochowie, który w tejże – dla Walusia nawet niewyobrażalnej – Częstochowie zaraził się „na kurwie”, który zna życie, świat, ludzi. Ten kłamca staje się dla Walusia poetą roztaczającym wokół teatr piękna. Fałszywy teatr fałszywego piękna. Ale o tym Waluś nie wie. Bo i skąd?
„Tyle lat musiało minąć, żebym zrozumiał, że pisarz – poeta nie ma prawa do pogardy, że ma prawo tylko do miłości” – pisze Różewicz w Przygotowaniu do wieczoru autorskiego.
Waluś został sam. Tamci uciekli – on tego nie zrobił. Ogromne są odległości między złem i dobrem w jego głowie.
Nie potrafi się obronić. Ani wytłumaczyć. Ani zrozumieć, że narastający konflikt zamyka jego los. Nadal wierzy ludziom. Ufa im. Ludzkie odruchy swoich sędziów i strażników bierze za dobroć. Nie wie, że to jest już tylko – litość.
Ta ufność i bezsilność przydają postaci Walusia jakiś nieokreślony smutek. Jego śmierć jest wstrząsem.
Historię Walusia chciał Różewicz porównać z poematem R.M. Rilkego Pieśń o miłości i śmierci korneta Krzysztofa Rilke. Chciał porównać przeciwieństwa. Ileż w tej myśli ironii, a zarazem ileż czułości dla tego marnego stworzenia zamkniętego w psiej budzie, dla tej ludzkiej biedy pokornie znoszącej swój los.
„Dziury w niebie nie będzie, jak jednego kpa zabiją” – powiada Wojtek Gwizdała w Sienkiewiczowskim Bartku zwycięzcy.
Nieprawda. Jest dziura, i to wielka. Dlaczego?
Na to pytanie niech odpowie teatr.

 

Kolejny rozdział: „Do piachu” Różewicza – dzieje prapremiery