Czasem mam chwile, kiedy piszę, czasem się śmieję, czasem gram, a czasem płaczę – łzami, one często zabłysną w mym oku. Dużo mam chwil bardzo smutnych, są one w każdej godzi-nie, kiedy wspomnę mych bliskich i siebie…
Najwyższy skazał mą młodość, by kwitła w mie¬siącach bólów mych braci, godzinach nędzy i trwogi – smutno mi, że nie znam radości praw¬dziwych, że nie znam spokoju i szczęścia, ja jed¬nak nie uciekam od przeznaczenia, tak mi sądzono i jest.
W chwilach, kiedy mogłem się zepsuć zupełnie, kiedy mogłem się stać kanalią i trutniem wśród przykładnych, zepsułem się, lecz najgorszym nie jestem. Mało walczę z ułomnościami mej na¬tury, ale wiem, i to trzyma ducha, że Bóg jest, że kochać go chcę i staram się, choć cisnął me młode lata na zawieruchę morderstw i zbrodni! Niekiedy w pojęcia religii wierzę ślepo, jednak nie nad wszystkimi mogę rozmyślać, jam za mała głowa do zagadnień świętych, lecz wierzę, że kiedyś przyjdzie czas, kiedy nad wiarą zasta¬nowię się głębiej. Z tym jest mi dobrze i Boga ko¬cham na swój własny sposób, z wiarą w mo¬dlitwę łącząc me marzenia i tęsknoty. Jest ich tak dużo i są takie wzniosłe, że niekiedy zdaje mi się, że nie mam celu w swym jeszcze tak młodym życiu!
Chcąc siebie opisać i scharakteryzować muszę nadmienić, że jestem bardzo wrażliwy na piękno, że działa ono z niesłychaną mocą na mą sentymentalną i zawsze rozmarzoną duszę. Je-stem na wskroś romantykiem, kocham muzykę i słowo, którym chcę władać. Od niedawna piszę, na drogi rymów zawiodła mnie miłość do młodej dziewczyny.
Pierwszy krok w uczuciach do istoty spoza koła rodziny zakończył się smutno, ubolewałem i cierpiałem strasznie – zrodził się we mnie rym i rytm, pisałem o miłości.
Później, po długiej bardzo rozłące, kochałem się jeszcze raz. To samo – jeno owiane boskim wspomnieniem pieszczot i swawoli. Pisałem dalej – i znowu przerwa w cierpieniu się nurzająca, i miłość trzecia i jak dotąd ostatnia.
Patriotyzm rodzi się z coraz większą siłą, przebija on wśród strof i wier¬szy – piszę pierwsze obrazki sceniczne zakochany w Ojczyźnie, która cierpi. Miłość tę uznaję za najwłaściwszą i chyba się na niej nie zawiodę, Ojczyźnie i rodakom służyć – to cel mego istnienia!
Kraków, dnia 15 lipca 1944
kolejny rozdział: Na widowni