Święta spowiedź – wywiad z Marią Bojarską

Z MARIĄ BOJARSKĄ ROZMAWIA ADRIANA POLAK
Tygodnik Fakty i Mity, 03,2/2002

Maria Bojarska (ur. 1953) – polska teatrolog, krytyk teatralny, historyk teatru, muzyczka

[1] i pisarka. Siostra pisarki Anny Bojarskiej. Ostatnia żona aktora Tadeusza Łomnickiego

[2]. W latach 1998-2002 felietonistka miesięcznika Zwierciadło.  W styczniu 2002 radiowa Trójka przeprowadziła plebiscyt na najbardziej udany wywiad roku 2001 – pierwsze miejsce zajął wywiad z Marią Bojarską – Wdowa. W 2002 roku ten sam wywiad otrzymał wyróżnienie w finale prestiżowego Międzynarodowego Festiwalu Twórczości Radiowo-Telewizyjnej Prix Italia, najważniejszym konkursie środowisk radiowo-telewizyjnych, z udziałem przedstawicieli ponad 70 krajów [3] [4]. Maria Bojarska jest jedną z bohaterek sztuki teatralnej Andrzeja Milewskiego Towarzysz Król, zawartej w książce Medytacje teatru post mortem [5].

Publikacje

Przypisy

  1. Święta spowiedź – wywiad z Marią Bojarską, Tadeusz Łomnicki [dostęp 2022-09-11] (pol.).
  2. Tygodnik „Rewia” nr 33, 17 sierpnia 2016, s. 44-45
  3. Jedynka – polskieradio.pl, Jedynka – Polskie Radio [dostęp 2022-09-11] (pol.).
  4. Maria Bojarska, Onet Kultura, 19 marca 2003 [dostęp 2022-09-11] (pol.).
  5. tCHu – Milewski – Medytacje teatru post mortem, www.tchu.com.pl [dostęp 2022-09-11].

Linki zewnętrzne

Zrzucam żałobę – wywiad z Marią Bojarską. Przegląd, 8 lutego 2002.

Kim Pani jest?

Neurotyczną introwertyczką, dobrze się czuję sama. Dość długo studiowałam muzykę, ale postanowiłam zmienić kierunek życia: skończyłam Studio Teatralno-Literackie w szkole teatralnej i zajęłam się pisaniem. Pracuję w domu, w samotności i to mi bardzo odpowiada.

Jaki był Pani dom rodzinny, co dla siebie Pani z niego wyniosła?

Na pewno szacunek dla cudzej pracy i pracy jako takiej. To jest zresztą przekleństwem, bo żyję w ciągłym strachu, że nie pracując staję się bezwartościowa. Mój dom był biedny, rozbity i inny niż wszystkie. Złośliwie można by go nazywać domem kobiet (oraz kotów i psów) albo domem „cyganów-protestantów” – bez obrazy dla nikogo. Protestantów, bo liczyła się uczciwa praca i inne wzniosłe wartości. Cygański, bo było biednie, ale z fantazją: evviva l’ arte!

„Król Lear nie żyje” to bardzo osobista książka!

To prawda. Opowiadam w niej, jak to jest, kiedy się żyje z artystą, z tak wielkim artystą, jakim był Tadeusz Łomnicki. Nie chcę robić z siebie męczennicy, ale to jest tak, że pozostaje się w jego cieniu, w cieniu jego pracy – i należy to przyjąć z pokorą.

Siostry B. – obie pisarki, która z Pań sięgnęła pierwsza po pióro?

Zdecydowanie Anna: ona pisze od zawsze i poświęciła się temu bez reszty, na swoje nieszczęście. Mówię tak, bo o losie jej książek decydują względy uboczne, a nie ich prawdziwa wartość. Anna Bojarska to wielka pisarka, której istnienie najzwyczajniej w świecie się przemilcza. Czyli jako artystka wpadła w podobne tarapaty jak Łomnicki… Niewykluczone, że napiszę o tym kolejną „osobistą” książkę.

Tadeusz Łomnicki był wspaniałym aktorem. A jakim był człowiekiem na co dzień, prywatnie? Jakim mężem?

Był tyranem – i bardzo dobrym człowiekiem. Co wcale nie znaczy, że poczciwym, zawsze grzecznym i układnym. Prawdziwe dobro nie na tym polega.

Ale ludzie i środowisko widziało Łomnickiego inaczej!

Tadeusz Łomnicki i Maria Bojarska

To ich problem. „Faktom i Mitom” z satysfakcją zdradzę sekret: można nie wierzyć, nie praktykować i należeć do PZPR, a jednocześnie być kimś prawym, dobrym i wrażliwym. Oceniam ludzi i ich uczynki, a nie instytucje czy przynależności! Bo nie każdy lekarz bierze łapówki, nie każdy policjant bije… Dla mnie na przykład Kościół jest jako instytucja o k r o p n y, natomiast księży dzielę na dobrych i złych, mądrych i głupich, PZPR jako organizację uważałam za zbójecką i nigdy bym do niej nie przystała (jak i do żadnego kościoła), i to jest mój luksus wyboru, liczą się jednak fakty, nie mity! Dla tzw. środowiska (ale aktorów też dzielę na mądrych i głupich) PZPR była p r e t e k s t e m, żeby Łomnickiego przekreślać, co przypłacał życiem, bo działał nie dla siebie i swojego dobra, lecz przede wszystkim dla dobra innych, teatru, szkoły teatralnej… Może brzmi to naiwnie, ale taka jest prawda.

Pogrzeb Tadeusza Łomnickiego nazwano skandalem i farsą, zarzucano Pani, że ze smutnej uroczystości nie miała prawa robić cyrku… Dlaczego nie był to pogrzeb katolicki z gromadą księży klepiących pacierze?

O tych zarzutach nic nie wiedziałam, mnie się pogrzeb podobał… Ale domyślam się, że niektórzy byli zgorszeni brakiem krzyża i zwrotu „ś.p.”, bo jakiś gorliwy wyznawca zaraz je na tabliczce wyskrobał. Dlaczego pogrzeb nie był katolicki? Już w pani pytaniu jest zawarta częściowo odpowiedź: byłby to fałsz i nadużycie. Przez 17 lat żyłam z człowiekiem o światopoglądzie laickim! Wiara jest w moim pojęciu czymś bardzo intymnym: nie mnie rozstrzygać, czy Łomnicki naprawdę nie wierzył w Boga, czy tylko udawał. Wielki artysta wierzy na pewno w coś, czego ja nie nazywam Bogiem, a co jest może jakąś absolutną duchowością, transcendencją, inaczej nie uprawiałby sztuki. Ale z Kościołem ten akurat artysta nie był związany, więc żadne katolickie gry i zabawy nie wchodziły w rachubę: w domu przedpogrzebowym pożegnały go symfonia Mozarta i piosenka Cohena „Dance me to the end of love”.

W jakiej wierze Pani wyrastała?

Maria Bojarska na planie serialu „Modrzejewska” wg scenariusza jej siostry Anny

W żadnej. Całkowity ateizm. A może politeizm? Pamiętam fascynację bogami starożytnej Grecji i Egiptu, modliłyśmy się do nich z Anną. A może panteizm? W naszym domu uważano, że od drzew i kamieni można nauczyć się więcej niż od doktora teologii. Wiarę katolicką poznawałam z książek, obrazów i obserwacji. Nie chodziłam na religię, więc katechetka nakazała innym dzieciom rysować mnie smażącą się w piekle. Ksiądz już taki podły nie był i nawet dawał mi obrazki. Bóg katolików okazał się tajemniczy i mocno dwuznaczny!

A jak dziś, w dorosłym życiu, postrzega Pani wiarę katolicką?

Dziś sporo czytam na ten temat i zaskakuje mnie to, jak wspaniałe idee miewali katolicy w pierwszym okresie, idee nazbyt często uznane za herezje przez mniej lub bardziej przypadkowe i bardzo przecież doczesne sobory. Niekoniecznie decydował o tym głos biskupów dobrych, mądrych i uczciwych! Dziś dochodzę też do wniosku, że katechetka umocniła mój antyklerykalizm, ksiądz natomiast skłonił mnie do czegoś w rodzaju agnostycyzmu. Ale w głębi duszy pozostaję uduchowionym niedowiarkiem.

Kościół katolicki dość łatwo potępiał Pani bliskich!

Właśnie. Rozmaitość powodów „potępienia” jest ogromna i Kościół bardzo chętnie to wykorzystywał. Moją babcię wyklęto z ambony, bo obcinała wiejskim dzieciom na Kresach kołtuny. Mój były narzeczony też został wyklęty z ambony, bo napisał sztukę na motywach biblijnych. A mojej matce, która miała zamiłowanie do nauk ścisłych i filozofii, groziło niedopuszczenie do matury za dyskusje z księdzem. Wiarę straciła bezpowrotnie w obozie, mnie nawet nie ochrzciła. Wszyscy jesteśmy „potępieni”.

Czy zgadza się Pani, że tylko ten może być zbawiony, kto jest katolikiem?

A co ja mam tu do gadania?! To Kościół wykoncypował w swojej zwierzęco poważnej (bez obrazy) nauce: to wynik poglądów głoszonych i utrwalanych przez wieki. Jeżeli w ogóle ludzie mają szansę na jakieś zbawienie, jeśli ono w ogóle jest, to z pewnością nie decyduje o nim wyznanie ani podział na wyznania. Myślę, że nie każda dusza (ludzka czy zwierzęca) musi być nieśmiertelna i nie każde stworzenie musi się odrodzić: część z nich ulegnie być może śmierci jako całkowitej nicości, część będzie się doskonalić w kolejnych wcieleniach, inna część dostąpi najwyższego dobra? Ale czym ono jest, nie wiem.

Rozmawiała
ADRIANA POLAK